byliśmy na offie.
a tam:
Em wstając/wygrzebując się rano z namiotu:
-tak oto powstał człowiek!
a potem:
patrząc z rezygnacją na Mika i jego kumpla świrujących wokół żelbetowej rzeźby:
-otaczają mnie wariaci...
I:
-mamo mamo obiecałaś mi dzisiaj kupić koszulkę i znaczki, to co, idziemy teraz po koszulkę, czy po znaczki?
-hej, chwileczkę, wiesz...to jest festiwal, nie supermarket, przyjechaliśmy tu raczej słuchać muzyki, a nie...
-czyli najpierw po koszulkę, tak?
-Madzia, masz język niebieski i kłapciasty jak potwór! (by Miki)
Potwory żywiły się głównie niebieskim glutem i krewetami, o higienę dbały w okolicznym stawie, koncerty spędzały na moim garbie (z powodu słabej widoczności) lub w dzikich pląsach (mamo, my tak koszmarnie tańczymy, że już w ogóle nie ma ludzi w pobliżu - Em do mię)
daliśmy radę.
tak myślę.
i nawet się podobało.
-było super, tylko muzyka nieładna (Mik zapytany o wrażenia przez festiwalowicza po koncercie Kim Gordon)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz