niedziela, 30 września 2012

post bez tytułu

mój tata do eM, wchodzącej mu na głowę:
-czy na etyce nie mieliście przypadkiem lekcji o szacunku dla starszych?
na co eM:
-nie, mieliśmy tylko lekcję o szacunku dla innych.

i dalej wchodzi mu na głowę.

*

miki wpadł w czarną rozpacz. 
wyje, oczy zamienił na zraszacze, drze szaty, rwie włosy.
jedziemy samochodem
ciemno
miki wyje, zanosi się, jest najnieszczęliwszym człowiekiem na świecie.
jedziemy.
miki wyje
jedziemy
wyje.
nagle cisza.
-o, jaka spokojna noc...-zauważa miki.


czwartek, 27 września 2012

S

eM: 
zawsze chciałam być twórcą.
chociaż oczywiście korzystniej byłoby być stwórcą.




















powyżej: jajklop 2 i 3D

środa, 26 września 2012

długa kąpiel w krótkiej wannie

kokoszą się w wystarczająco gościnnej, ale zdecydowanie za ciasnej na nich dwoje wannie.
odgłosy jak z filmu karate i grozy jednocześnie. kran w plecy, łokieć w bok, pięta w...

-mamaaaa, ręczniiiiik! - wrzeszczy eM - Mikołaj umył mi oczy mydłem!!!

potem jedzą.
eM kluski z kluskami.
Miki z serem.
Em ogląda coś o wężach.
Miki nawija (nie makaron).

-rozmawiasz z kluskami? - zapytuję
-nie...
-a to dobrze.
-rozmawiam z widelcem.

wtorek, 25 września 2012

a ptaki dzisiaj na wstecznym

jedziemy samochodem, Mik patrzy w niebo.
-o samolot! - zauważa. i za chwilę skonsternowany - leci do tyłu...
-nie przejmuj się Mikołaj - pociesza eM- to tylko ptak.

ciężko było ale
udało mi się wyciągnąć ich na wystawę. i obiecałam sobie, że na razie nie będę zaspokajała swoich potrzeb bardziej towarzyskich niż estetycznych i wyciągała ich na wernisaże. ulegają tam rozdeptaniu i zrażeniu. trudno się dziwić. i w efekcie trudno ich potem wyciągnąć. ale udało się. i wszyscy byli(śmy) zadowoleni. i nikt nikomu niczym niczego nie zasłaniał.
a z wernisażami chwilę się przyczaję.


poniedziałek, 24 września 2012

schyłek

spałam godzinę. mam piasek pod powiekami. nie mogę siebie dobudzić, a co dopiero ich...

-...o, widzę, że dzisiaj jest bardzo średnio...-ocenia Miki na podstawie pobieżnego rzutu oka za okno, wykonując jednocześnie szybki wślizg pod własne łóżko - nie chcę dzisiaj iść do przedszkola.
jak ja go rozumiem. chętnie sama poszłabym w jego ślady, gdyby istniał cień szansy, że się zmieszczę. ale wiem, ze nie dam rady. więc siadam NA łóżku i rozpoczynam żmudne negocjacje.
dzisiaj słaby ze mnie negocjator. polegam, więc kończę monolog słowami: jak nie wyjdziesz, odsunę łóżko i cię wyciągnę.
to tak zwany niefer.
ale działa.

tymczasem eM już wyszykowana.
-pospiesz się, bo się spóźnisz! -ponagla R.
-spieeesz się pooooowooooli -sprzedaje mądrości życiowe eM, spokojnie żując tościka.

Ommmm...


wolę wczoraj.
wczoraj robiliśmy w kasztanach.
poniżej kasztanowy zet warpechowski, który z braku lepszego zajęcia, zajął się ogniem.
autor - eM.








czwartek, 20 września 2012

rozpętali piekło. mają tak czasem z wieczora.
- natychmiast przestańcie szaleć, marsz umyć zęby i do łóżek!!! - drę się strasznie, bo już nie mogę.
- o, popatrz...
- co?!
- ptaszek leci!:)

środa, 19 września 2012

różne. kwadratowe i podłużne.



w ramach "wielkiego plastykowania" nagniatamy ostatnio fabryki robotów. lubię tą z oczętami!


-hej, to był krótki koncert, ale bardzo dobry moim zdaniem. A ty jak uważasz? - ja rozentuzjazmowana do eM po koncercie Kimbry.
-pozwolisz, że nie odpowiem, dobrze? - ona na to do mnie przez wielki kanion swojego dystansu.

tak, wiem.
oczywiście istnieje ryzyko, że zamiast zarazić dzieci pasją uda mi się je zrazić.

*

-mamo, powiedziałam Pani Palcy*, że Mikołaj bywa upalny**! - eM do mnie po szkole.

*Pani Palcy to wychowawczyni eM. Pani mówi palcy, zamiast palców, o czym już w zeszłym roku doniosło mi zadziwione dziecię. Ale jak ustaliłyśmy,  ma ona  po pięć palcy u każdej ręcy, więc wszystko w porządku i nie ma się czego czepiać. Tym niemniej, na użytek wyłącznie domowy została Panią Palcy.

**Mikołaj czasem bywa upalny, fakt. znaczy, tak się określa.

*

- o, zrypłem się! - informuje Mik spod tylnego siedzenia samochodu.
- spadłeś, albo sturlałeś się, a nie zrypłeś. ostatecznie zry-pa-łeś - poprawia eM.

taki nasz prywatny rynsztok. połączony z kompostownikiem. ale nawet w rynsztoku obowiązują jakieś zasady. 
prawda?

wtorek, 18 września 2012

poszerzenie pola walki

O, HI-HO-HO-PAM!
oświadczył Mik wskazując nosorożca w zoo.
nie synu, nosorożec.
hihohopam.

no proszę, nadal mam maleństwo pod skrzydłem.
i cieszy mnie to, chociaż b a r d z i e j przecież cieszy mnie i m a cieszyć, że dorasta.
poza tym nie chcę go "mieć".
"MAM dzieci" to taka fraza pułapka.
nie lubię, staram się omijać, ale ostatecznie wpadam w nią.
lingwistycznie (bo język polski taki ubogi) i mentalnie (bo...no tak).
więc nadal MAM maleństwo.
walka toczy się na wszystkich polach.
także semantycznych.


hi po - powtórz - mówi Em
hi po.
potam,  powtórz.
potam.
dobrze, a teraz: hipopotam.
hi hohopam.




sobota, 15 września 2012

I've been hipnotized

siedzimy z eM rano w kuchni, miksujemy mikstury na bal księżniczek, albo zlot czarownic.. cholera wie, w każdym razie wiadomo, że to dzisiaj.
reszta śpi.
Hi, hi...-chichocze eM przez samo ha, bijąc pianę- pamietasz, co Miki powiedział wczoraj wieczorem?
Ano pamiętam jeszcze.
Zapisuję.

Więc najpierw usłyszałyśmy mamrotanie z jego pokoju:
-nie ma, nie ma, no i tu też nie ma...została tylko jedna...tu też nie ma!
Otóż okazało się, że Miki dopadł kalendarz adwentowy i lustruje szufladki/pudełeczka w poszukiwaniu cudem ocalałych z poprzedniej, grudniowej lustracji czekoladek.
W końcu przyłazi do sypialni i mówi:
-rozbardaszyłem wszystko. a teraz uwaga mamo, patrz mi prosto w oczy.. nie odwracaj głowy, patrz: taaak...taaak...mam zamiar zostawić ten cały bajzel. no, to się kładę.
Acha...

i tak padłam ofiarą własnych sztuczek. bo kiedy Mik konfabuluje, proszę go, żeby patrzył mi prosto w oczy. no i patrzy- krzywo, strzelając oczami na boki, śmiejąc, ale idąc w zaparte. bardzo to lubię. Z eM tego nie próbuję, mam nadzieję, że częściej usłyszę od niej prawdę, niż nieprawdę.

i wiem...w ten sposób uczę go kłamać z miną pokerzysty. Wiem, bo jednak niestrzelanie oczami idzie mu coraz sprawniej.




czwartek, 13 września 2012

brazylijskie tasiemce


Mik u babci, bez reszty skupiony na zabawie. Babcia tymczasem konwersuje z synową in spe:
-...i wiesz, eM miała kiedyś taką nianię, która głównie oglądała z nią brazylijskie tasiemce...
-o! - wtrąca z nienacka Mik- tasiemce są bardzo niebezpieczne i mają główki z takimi haczykami.
mama nam pokazywała.

o tak, tasiemce są bardzo groźne, szczególnie te brazylijskie.

i tak, uczę ich o tasiemcach, owsikach, salmonelli, tsunami, grzybach atomowych, wszelkich plagach, zanieczyszczeniach, globalnych ociepleniach i lokalnych katastrofach.
bo ja proszę państwa jestem trochę "katastrofalna" jak wyznała mi moja była klientka, a obecna koleżanka na rauszu. (tylko zapomniała dodać, że trochę)
bo ja, jak każda matka zakrzywiam dzieci.
i jak każda, w swoją stronę.

środa, 12 września 2012

wróżka, wróżka i po wróżce

zostałam zdemaskowana. przyłapana na porannym, poniewczesnym grzebaniu pod poduszką w poszukiwaniu kolejnej czwórki jedną ręką i wpychaniu banknotu drugą.
-ha! a nie mówiłam. wiedziałam, że to ty, a nie tata!
-tak?
-tak, bo tata nigdy nie ma forsy, a ty owszem.
no proszę, ja to umiem robić dobry pr do złej gry.bo tak się składa, że zwykle jest wręcz odwrotnie.
-a no to fajnie, to mam zęba chociaż. włożę do cocacoli i zobaczymy, ząb podobno rozpuszcza się w coli... hej! skoro to ty jesteś wróżką, gdzie są te wszystkie zęby?!
-no...bo ten, normalnie to wróżka jest wróżką, tylko dzisiaj nie przyszła (zaspała/zapiła/cholera wie), to ją zastępuję. ona ma twoje zęby! - mówię i patrzę tak, żeby przypadkiem mi nie uwierzyła za bardzo. bo i po co.
ale nie ma obaw.
-ta, jasne!

wtorek, 11 września 2012

nigdy nie mów nigdy

a że ostatnio jestem bardziej czarna niż biała, tu też rozleję garnuszek z ciemnością (motyw garnuszka zaczerpnięty ze żwirka i muchomorka. ładny, prawda?)

tak sobie czasem myślę o rzeczach, których NIGDY nie powiem moim dzieciom.
no więc NIGDY nie powiem im:
musicie to zjeść!
nie wstaniecie od stołu, dopóki nie zjecie wszystkiego (całego kotleta, surówki, jeszcze-dziesięciu-gryzów),
albo też: jak nie zjecie wszystkiego, nie dostaniecie deseru (dokładki?:))
bajka o jasiu i małgosi to nie moja bajka.

i nie mówię.

wracają z placówek, gdzie dobrze widziane jest zjeść wszystko (co bardzo rozwija kreatywność. kto nie kitrał kotleta pod ziemniakami/w kompocie/inne, nie wrzucał koledze/pani kulek chleba do zupy, nie rozpłaszczał/ugniatał, zeby optyznie zmniejszyć?). wracają, a ja przestawiam je na domowe tory.

mogę już zostawić? możesz. serio? no pewnie.
nie lubię brokuła... wiem, nie jedz. nakładam ci wszystko, a ty wybierasz.
zjem samego kotleta. dobrze. jednak ziemniaczki też zjem. dobrze. o a teraz kalafiora. dobrze.

a tymczasem moja mama:
zjedz coś.
nie dzięki, jadłam.
tak, a kiedy?
y... rano?
a co?
no...
zjedz, musisz jeść.

wiem.
już wiem.
jednak ZAWSZE, w każdej umowie, nawet ze sobą musi być coś drobnym druczkiem.
nigdy nie powiem im: musicie to zjeść*

*dopóki będą miały prawdziwy apetyt
na życie.


sobota, 8 września 2012

w miarę się dogadujemy

bosa, potargana eM stoi rano na środku łazienki.
podchodzę.
-przyszyj się do mnie - mówię.
-już się przyszyjam - odpowiada, zarzucając mi ręce na szyję.

poniedziałek, 3 września 2012

jestem wróżką!

pod poduszką eM mleczna czwórka
a tu
zębowa wróżka stwierdza brak gotówki w portfelu
no to
idzie środkiem nocy do bankomatu

policzyłam
będę wróżką jeszcze 34 razy

sobota, 1 września 2012

trochę niesłuchałam...

-mamoooo!
miki woła z toalety
no to idę. wstaję z trawy, bo właśnie leżę i idę.
-...i była tu koza, co weszła nogami w kupę i siku i pobrudziła całą podłogę...
patrzę, podłoga czysta, ok... jak już tu jestem to się może umaluję na przykład, zostaję.
-...i wilk się bał, że ona mu całe futro umazała na niebiesko...tą niebieską kupą, obejrzał dokładnie, ale nie, na szczęście...
trochę słucham, a trochę nie słucham.
-...a potem przyszło stado leśniczych...
acha...ok.
-...i jeden leśniczy bawił się siurkiem wilka...
ŻE CO?!

dobrze dobrze, dajcie mi tu psychologa dziecięcego, niech sobie porozmawia z moim synem, niech się dowie i niech się wypowie.
i dajcie po jednym takim sajko każdemu, kto ma dzieci.
i wyjdzie z tego zapewne całkiem pokaźna pula dzieci do rozdania.
do oddania w dobre ręce.
niekoniecznie leśniczych:)
cieszę się niezmiernie, że pula  psychologów jest znacznie szczuplejsza, niż dzieci, które można by przemaglować...

-dobra. mama, skończyłem.